Dwie historie. Patrząc na które wyjaśniam, dlaczego trudno jest mi szukać zrozumienia w stosowaniu kaskadowego modelu pracy.
Słowem wstępu
Implementuję zwinne praktyki od niemal piętnastu lat. Ale dopiero od 5 lat robię to świadomie.
Przez pierwszą dekadę ”w edżajlu” robiłem to, bo te iteracje, standupy i zaangażowany zespół brzmiały ciekawie. Ale też dlatego że czułem w tym faktyczną wartość. Choć nie do końca rozumiałem – dlaczego.
Mniej więcej 5 lat temu w mojej głowie połączyły się wszystkie potrzebne kropki i zrozumiałem gdzie w tym szaleństwie jest faktyczna metoda.
I dziś punktem wyjścia wszystkich rozmów na temat zwinnych praktyk jest manifest.
Historia numer 1
Dostałem ostatnio do przeczytania wniosek, w oparciu o który finansowane było jedno z prowadzonych przeze mnie szkoleń.
Po weryfikacji i potwierdzeniu poprawności, odpowiedziałem osobie ten wniosek tworzącej, że naprawdę szanuję to, jak sprawnie włada ”urzędowym, formalnym językiem”, który w takich wnioskach jest wymagany. Bo to, co w tym dokumencie znajdowało się na 2 stronach A4 można było opisać dwoma akapitami. Ale co zrobić – jeśli takie są wymogi formalne, to trzeba je spełniać.
Historia numer 2
Usłyszałem ostatnio historię pewnej uczelni, która w kończącym się semestrze prawie w całości wróciła do zajęć offline. ”Prawie w całości”, bo w formule online pozostały wykłady oraz… wychowanie fizyczne.
Bo WF realizowany był przez zewnętrzny podmiot, który kontraktowany był rok temu, gdy funkcjonowaliśmy w rzeczywistości pandemicznej.
Waterfail
Patrząc na takie anegdoty – trudno jest mi szukać zrozumienia w stosowaniu kaskadowego modelu pracy. Bo waterfall to nie tylko praca bez iteracji i dostarczanie ”jakości” dopiero na koniec projektu. To również (zbędna) formalizacja komunikacji i niezmienność założeń mimo dynamicznie zmieniającego się otoczenia.
Rozumiem, że w niektórych przypadkach nie ma innego wyboru. Ale – nawet jeśli – to wciąż uważam, że wprowadza to zbędne komplikacje w komunikacji i obarczone jest produkowaniem ogromnych pokładów marnotrawstwa – czasu, pieniędzy i potencjału osób zaangażowanych w takie projekty.
I wychodzi na to, że w przypadku waterfalla jestem mocno nie-zwinny ?♂️
Grafika „Waterfail”
Mam ostatnio fazę na projektowanie około-agile’owych grafik. Z przeznaczeniem na koszulki, kubki, naklejki i inne gadżety. Co z tego się wykluje? Jeszcze nie wiem.
Ale ostatnio wykluł mi się taki koncept. I choć ”waterfall / waterfail” to oficjalnego obiegu jeszcze nie trafił (czekam na testową koszulkę), to już ustawiają się w kolejce pierwsi chętni 🙂